poniedziałek, 3 czerwca 2013

"Koniec szpitalnego życia"



                     15.      „Koniec szpitalnego życia”


*Lena*
Tak strasznie bolały mnie słowa Becka. To nie jest jego wina, ani Moniki. To była tylko i wyłącznie moja decyzja. To wszystko co się działo przez ostatni okres nie był zbyt dobry. Jednak nie mogłam zaakceptować tego, że Beck chciał się ze mną tylko przyjaźnić. Po tym wszystkim nie mogłabym z nim być. Dlatego , chyba chciałam się zabić. W takiej sytuacji nie ma złotego środka. Chce żeby on odszedł. Nie wracał. Zostawił w spokoju Monikę, bo jeśli przypomniała sobie wszystko to znaczy, że także pamięta co czuła do Louisa. Nie pozwolę mu tego wszystkiego zepsuć. Nie tym razem. Wszystkim zaoszczędzi nam to cierpienia. Nagle zauważyłam, że ktoś wchodzi do Sali. Była to Nina.
- Jezu , Lena. Co ty tu robisz.? Co się stało.?
-Nina? A ty co tu robisz.? A no tak pracujesz , sorki . Zapomniałam.
- Powiedź co się stało. Będziesz musiała się grubo tłumaczyć.
*Nina*
- No mów, co się stało.? – powtórzyłam po raz drugi. Bardzo się przestraszyłam kiedy ją zobaczyłam leżącą w piżamie.
- Nic, nie przejmuj się. Miałam mały wypadek.
- Kłamiesz. –powiedziałam stanowczym głosem.
- Niby skąd to wiesz.?
- Po pierwsze widzę w karcie. A po drugie płakałaś.
- Nie , gdzie ja.
- Lena
- Chciałam – widać, że te słowa sprawiały jej wiele bólu. – przytuliłam ją.- chciałam się zabić- powiedziała szeptem.
- Dlaczego.?
- Bo, bo
- Lena, powiedź mi. Powiedź mi wszystko co leży Ci na sercu.
- Obiecujesz?
- Obiecuje.
- Gdy Monika odzyskała przytomność myślała, że Beck to jej miłość, jej chłopak. Ona przecież kocha Louisa. A ja.. a ja kocham Becka. Wiem ,że to śmieszne, ale… .Ja po prostu nie mogłam patrzeć na tych dwoje.
- Rozumiem. Ale to nie było dobre rozwiązane.
- Wiem, ale to nie jest takie proste.
- Mogłaś ze mną porozmawiać.
-Wiem, ale nie miałam ochoty. Nie chciałam no wiesz wszystkich zamartwiać moimi problemami. Ja.. ja chciałam umrzeć, rozumiesz.? Chciałam.
- Nie. Myślałaś , że to dobre rozwiązanie, ale nie chciałaś. Spójrz mi prosto w oczy i powiedź ,że to nie prawda. Musisz być tego pewna.- zaczęła płakać a ja przytuliłam ją. W tym momencie weszła do Sali Monika. Nie wyglądała za ciekawie. Miała podpuchnięte oczy  i wory pod oczami. Jakby bardzo się tym wszystkim obwiniała. Chciała to wszystko zamaskować pudrem , jednak nie wszystko się da.
- To ja już idę , muszę lecieć do innych pacjentów. Zostawię was.
Wychodząc usłyszałam jak Lena mówi do mnie , szeptem „Dziękuje”
*Monika*
-Lena, przepraszam Cię  to wszystko moja wina. Byłam u ciebie, ale spałaś. Nie mogłam wejść, miałaś płukanie żołądka.
-Tak , wiem . Słyszałam od pielęgniarek, że byłaś.
- Naprawdę, przepraszam – zaczęłam szlochać.- To moja wina , nie twoja, ani nikogo. Gdybym przypomniała sobie wszystko to może inaczej by się to się potoczyło, albo gdybym nie piła dwa miesiące temu. – nie mogłam opanować płaczu. Wszystko zlewało się w jedno.
- Cii. Monika spójrz na mnie. To nie twoja wina.
- Ale ty powiedziałaś.
- Niby kiedy.
- W moim śnie powiedziałaś, że jeśli ty nie możesz być szczęśliwa to i ja nie będę. I …
- I.?
- i zabrałaś mi Louisa. I oddałaś Eleonor.
- Słucham , Jej? Nie to na pewno nie ja.
- Niestety.
- Monika, powtarzam Ci jeszcze raz. To nie twoja wina. Ja stchórzyłam powinnam wam powiedzieć co mnie trapi. Zrozumiałabyś przecież.
- Tak przecież Cię kocham.
- Ja ciebie też. – i razem płakałyśmy ściskając się wtedy wszedł Louis z Zayn’em. Mieli zabawne miny.
- A wam co.? –spytał Zayn
- Nic, to się naprawdę nazywa miłość, głuptasie. – powiedziałam
- W takim razie my wychodzimy – powiedział Lou.
Wtedy wstałam i pocałowałam Lou
- Dziękuję.. dziękuje za to , że jesteś.
- Nie ma sprawy kocie.
- Chodź Zayn.
- No to opowiadaj ja jest między wami.?
- Nic, ci nie powiem. Dopóki mi  nie powiesz, po co był tu Beck.
- Skąd wiesz.?
- Zostawił kurtkę w recepcji, a że wszyscy myślą, że nadal z nim chodzę , dlatego dała ją w recepcji.
- No więc, przyszedł tu. Porozmawiać ze mną.
- Iiiii…?
- Przeprosił mnie. Twierdził, że to jego wina, że nie mam obwiniać ciebie. Że może to być tylko przyjaźń., bo
- Bo.?
- Bo nadal czuje coś do ciebie.
- Przykro mi. – „Najgorsze jest to, że ja coś chyba do niego czuje.” – pomyślałam.
- Teraz ty opowiadaj. Jak tam Louis.
- Ale o czym.?
- Nic ciekawego. Ja kocham Go on kocha mnie. Proste.
- A czy wy no wiesz.?
- Nie , no wiesz.? Czy ja na taką wyglądam.?
- Koniec rozmowy. Rozmawiałam z lekarzem powiedział , że jeszcze dzisiaj wyjdziesz.
- Super jestem głodna. Jeszcze tydzień a wykończyło by mnie to szpitalne żarcie.
- Chyba ktoś tu wraca do zdrowia.
Gadałyśmy chyba jeszcze z pięć godzin. Razem spakowałyśmy się. Zrobiłam jej kitkę i poszłyśmy po wypis. Gdy weszłyśmy do samochodu chłopacy kłócili się o coś.
- Ej, chłopacy. O co się kłócicie.?
- O nic. Jesteście już. Nie mogliśmy się was doczekać.
- Czy my wam kazaliśmy zostać.?
- No nie.
- No właśnie , zresztą jestem głodna – powiedziałam w kierunku Louisa.
- W takim razie zabieram piękne panie do restauracji.
- To dobrze , jestem taka głodna – powiedziała Lena. Wszyscy spojrzeliśmy się na nią i zaczęłyśmy się śmiać.
Po drodze wstąpiliśmy do  domu Leny. Przy wejściu Lena się zatrzymała. Zauważyłam , że po policzkach spływają jej łzy.
- Cii, mała. – przytuliłam ją. – Wszystko będzie dobrze , rozumiesz? Nigdy cię nie Zawodę, przysięgam. Spójrz na mnie. Kocham Cię i już nie popełnię tego błędu.
- Wiem , ale ten dom mam tyle  nie przyjemnych wspomnień.
- To może chcesz przez jakiś czas pomieszkać u mnie.?
- Nie, nie chce ci przeszkadzać.
Umyła się i przebrała , wtedy wszyscy razem pojechaliśmy do restauracji. Wychodząc z samochodu przytuliłam się do Louisa.
- Ej, kocie. A tobie co.? – spytał zaniepokojony Lou
- Nic po prostu chciałam się przytulić do mojego chłopaka. Tak w ogóle to muszę Ci coś powiedzieć.
-Słucham
- Obróć się
- No , widzę za nami idą dwie dziewczyny.
- A nie zauważyłeś jak się patrzą na ciebie.?
- Co.?
- No nie udawaj jesteś wchodzącą gwiazdą dziewczyny będą się oglądać za tobą czy ci się podoba czy nie.
- Ale ja będę się oglądać tylko za tobą.
- Zobaczymy , a jak zacznie Cię podrywać jakaś piękna pani po pięćdziesiątce.?
- To rzucę ciebie i pójdę wychowywać jej dzieci.
- No wiesz.? – śnieg zaczął nam prószyć w oczy – Zaczęłam nucić „Last Chrismas” a Lou dołączył do mnie. Po chwili śpiewaliśmy wszyscy. Ludzie patrzeli na nas jak byśmy zwariowali. Ale miałam to gdzieś . Liczyli się tylko oni. Zrobiłam kilka fotek i weszliśmy do knajpy.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz